GDY GONI NAS CZAS

NIE MAM CZASU, czyż to nie słyszana ostatnio u wszystkich najczęstsza odpowiedź na to aby się spotkać, pobyć razem, doświadczyć wspólnych chwil….

Zapędziliśmy się w kozi róg. Brakuje nam czasu – to dziś główny powód stresu. Paradoksalnie im mamy więcej technologicznych gadżetów, które oszczędzają czas, tym większy głód czasu odczuwamy.

 

A czas gwałtownie przyspiesza: dawniej list szedł tygodniami, teraz mamy szybkie e-maile, szybkie randki, szybki sex, szybkie wypady na wakacje… hmm a nasze serca biją przecież w tym samym rytmie, dawnym rytmie. Na wizyty do terapeutów zgłaszają się osoby, które wpadają w panikę bo przeraża ich myśl że zaraz muszą wrócić do pracy, piją alkohol bo trzeba się szybko odstresować lub przebierają się w stroje ,, młodych wilków” aby przechytrzyć czas, który upływa i być kimś, kim marzyłem być przez całe życie…

Dlaczego czas biegnie tak szybko, dlaczego coraz mniej go mamy? Winna jest temu kultura, kult celów. Cel zastępuje sens. Już pięcioletnie dzieci pytamy Jakie masz cele? I gdy nie odpowiadają, to my – rodzice – ci je postawimy. Będziesz chodził na basen, naukę włoskiego, aikido, cokolwiek, żebyś nie marnował czasu! Tak się dzieje z lęku.

Z lęku przed jakąś klęską. Głównie są to lęki nas rodziców, wyniesione z poprzednich pokoleń. Duża część społeczeństwa wywodzi się z rodzin dysfunkcyjnych (alkoholizm, zaniedbania, społeczne wykluczenie, bieda). Takie społeczeństwo, generuje cele, które mają im ułatwić ,,lepsze życie”. Niestety dokupując kolejne gadżety, które miały oszczędzić czas lub ułatwić naukę a w efekcie następuje kolejna frustracja że nie mamy czasu lub gdzieś nie zdążymy. W efekcie natłoku kolejnych zadań życiowych, zabijamy ten chaos włączając telewizor, skaczemy po kanałach, siadamy do komputera, objadamy się, pijemy kolejnego drinka – wszystko, byle tylko nie być, bo bycie  na tu i teraz oznaczałoby zderzenie się z nic nie robieniem a w efekcie z pustką.

Kiedyś dziecko zostawało samo w domu i cierpiało z tego powodu, nudziło się, marzyło, czekało na swoich bliskich… Teraz pozostawione na całe popołudnie nawet nie zauważa braku rodziców w domu, dlaczego? Bo cały czas jest gdzie indziej, w świecie wirtualnym… ma tłumaczone, że rodzice nie mają czasu na bycie w domu bo muszą pracować na jego utrzymanie… Zanikają relacje, a młody człowiek już nie rozumie, że gdy dzwoni przyjaciel i mówi ,,Stary potrzebuję Cię”, to jeśli nie miał przed chwilą próby samobójczej, nie spotka się z nim. Nie ma czasu aby spotkać się z nim, pogadać, wysłuchać, doradzić, a gdy dorasta, dzwoniącą telefonicznie matkę, ustala na jutro około dziewiętnastej na krótka pogawędkę, bo akurat NIE MA CZASU!

Rezygnujemy z kontaktów z ludźmi, redukujemy czas spędzany z nimi, rezygnujemy też ze swoich zainteresowań. Jeden z moich pacjentów, skarżący się na relacje z żoną, przyszedł na koleją wizytę bardzo zadowolony, bo, jak stwierdził, ,,udało nam się spędzić razem trochę wolnego czasu”. ,,Jak to było” – pytam. A on: ,,O dwudziestej pierwszej w nocy puściliśmy sobie film, ja jednocześnie układałem plan na drugi dzień a żona trochę się wyłączała, bo akurat zadzwonił szef z jej firmy żeby ustalić pewna kwestię ale to był dobry czas”. Inna para mająca za zadanie codziennie przez tydzień być ze sobą przez pół godziny, przyszła i powiedziała ,,co prawda nie było to codziennie i przez pół godziny, ale udało się w sumie jeden dzień przed kominkiem usiąść i wypić lampkę wina”

Budzi się współczucie dla takiego życia. Już nie potrafimy być razem, odpocząć, zasnąć bez środków ,,pomocniczych”. Cały czas myślimy ,,tu pójdę tutaj, tam załatwię to, to trzeba rozwiązać tamto”. Do tego dołącza się ścisk żołądka i o ile w pierwszej fazie był zachwyt, że wszystkiemu podołam, to teraz czujemy przerażenie, że z niczym sobie nie radzimy. Nawet proste zadanie jest obarczone wahaniem: czy sprostam? A gdy nadchodzi wolny dzień, zamieniamy go na zadania. Chcemy szybko się zregenerować – weekend w spa, wypad z przyjaciółmi w góry albo próbujemy wszystko nadrobić to, co zaniedbaliśmy przez miniony tydzień, na przykład relacje z rodziną… i mamy wtedy taki ,,związek z mikrofali” podgrzewany na gwizdek… Zaczynamy się niepokoić, nieobecność i zadaniowość zmieniają nasze relacje. Niepokoimy się że się dzieje z naszym związkiem? Czy to normalne, że przy wspólnym śniadaniu siedzimy zatopieni  każdy w swoim laptopie? Jemy razem śniadanie, ale jednocześnie przeglądamy pocztę, ja słucham muzyki, on ogląda wiadomości. Tworzy się taki trójkąt – ja, partner i ten trzeci – stymulujący element. Możemy sobie tak urządzić wspólne życie, żeby tak naprawdę nigdy się nie spotkać… Smutne, ale prawdziwe…

Co z tym zrobić dalej?

Musimy przede wszystkim poczuć, że nie chcemy tak dalej żyć, że potrzebujemy innego sposobu bycia sobą. Obecność bardzo spowalnia czas , a zarazem karmi emocjonalnie. Trzeba dać sobie na to czas.  Zaplanujmy sobie taki dzień nic nie robienia. Spróbujmy doświadczać, co się z nami stanie, gdy zostaniemy na wiele godzin sami w domu, zupełnie sami. Bez jakiegoś działania, gadżetów, bez celów. Taki czas jest trudny, bo prowokuje dużo pytań i niepokoju, a jak wiemy kultura skłania nas do ucieczki od tego cierpienia. Czy stać nas na to, by być przy sobie doświadczać, patrzeć, niczego nie zmieniać? A może okaże się, ze są w nas takie dobre, łagodzące siły w środku, na których możemy się oprzeć; dzięki nim powolutku zaczynamy oswajać niepokój, wkraczamy w bycie przy sobie, w obecność i zaczynamy rekonstruować swoje życie. Dobrze jest też zadać sobie pytanie: ,,Co ma dla mnie sens?” zamiast ,,co mam do zrobienia”. Pod koniec dnia spytać siebie: ,,co dzisiaj miało dla mnie sens?”. Wtedy zaczynamy widzieć samych siebie. Wtedy zaczyna się autorefleksja.

Warto pamiętać, ze czas to właściwie to samo co nasze życie. Jeżeli jedno zastąpimy drugim, to jesteśmy bliżsi siebie samych. To droga do spokoju i harmonii ze światem.

J